Dziś krótko...
Jesteśmy po cudnym spotkaniu craftowym, którego bardzo, bardzo potrzebowałam...
Dziękuję, kochane kobietki, za wszystko!
Przycichnę na dłużej, bo Młodszy kolejny raz chory, tym razem to mononukleoza.. Poczytałam o tym paskudztwie... Mam nadzieję, że nas nie dotyczy większość, co czytałam...
Zamykam się z nim w domu i będziemy się leczyć... Parę innych spraw niemiłych dodatkowo siadło mi mocno na duszy... Z tym też muszę się uporać...
Nie zapomnijcie o mnie, zajrzyjcie co jakiś czas...
Wiem, że wisi zabawa i losowanie nagród... Obiecuję, że dopełnię formalności, ale jeszcze nie teraz... Później... Niech wybaczą mi ci, którzy się zapisali.... I uzbroją w cierpliwość...
niedziela, 30 marca 2014
niedziela, 23 marca 2014
Ciekawe miejsca...
Wczoraj odwiedziliśmy rodzinnie Skoda Autolab - miejsce godne polecenia.
Oglądaliśmy, macaliśmy, braliśmy udział w interaktywnych prezentacjach, w symulatorach różnego typu...
Największe wrażenie zrobił na mnie symulator dachowania - straszne uczucie, tak kręcić się w aucie wisząc tylko na pasach... Straszne, choć wie się, że to tylko symulacja... Obróciło nas kilka razy w jedną, kilka w drugą, raz zatrzymało się na chwilę "do góry nogami"... Mam siniaki od pasa i kierownicy...
Potem jeszcze skorzystaliśmy z symulatora zderzenia czołowego - fotel, na którym się siedzi "jedzie" najpierw z prędkością 5 km/h, a potem 6 km/h... O pierwszej prędkości pan informuje, drugą każe zgadnąć. I powiem Wam, że myślałam, że ta druga to co najmniej 15 km/h, taka różnica w odczuciach! A tam raptem o 1 więcej!!!
Były filmy, eksponaty pokazujące działanie rożnych podzespołów auta, które mają zwiększyć nasze bezpieczeństwo (amortyzatory, ABS, poduszki powietrzne, karoseria ze strefami zgniotu), było auto po teście zderzeniowym, był dział pierwszej pomocy z manekinem, którego można było ratować, była waga przeciążeniowa, na której półlitrowa butelka wody waży ponad 20kg (nie powiem Wam, ile ja ważyłam, ale liczyło się już w tonach :D )...
Spędziliśmy tam ponad dwie godziny! Mieszkańcom Poznania i okolic polecam!!!
Oglądaliśmy, macaliśmy, braliśmy udział w interaktywnych prezentacjach, w symulatorach różnego typu...
Największe wrażenie zrobił na mnie symulator dachowania - straszne uczucie, tak kręcić się w aucie wisząc tylko na pasach... Straszne, choć wie się, że to tylko symulacja... Obróciło nas kilka razy w jedną, kilka w drugą, raz zatrzymało się na chwilę "do góry nogami"... Mam siniaki od pasa i kierownicy...
Potem jeszcze skorzystaliśmy z symulatora zderzenia czołowego - fotel, na którym się siedzi "jedzie" najpierw z prędkością 5 km/h, a potem 6 km/h... O pierwszej prędkości pan informuje, drugą każe zgadnąć. I powiem Wam, że myślałam, że ta druga to co najmniej 15 km/h, taka różnica w odczuciach! A tam raptem o 1 więcej!!!
Były filmy, eksponaty pokazujące działanie rożnych podzespołów auta, które mają zwiększyć nasze bezpieczeństwo (amortyzatory, ABS, poduszki powietrzne, karoseria ze strefami zgniotu), było auto po teście zderzeniowym, był dział pierwszej pomocy z manekinem, którego można było ratować, była waga przeciążeniowa, na której półlitrowa butelka wody waży ponad 20kg (nie powiem Wam, ile ja ważyłam, ale liczyło się już w tonach :D )...
Spędziliśmy tam ponad dwie godziny! Mieszkańcom Poznania i okolic polecam!!!
czwartek, 20 marca 2014
Wiosennie...
Mój grudzieniec wbrew nazwie postanowił przywitać wiosnę kwieciem... Zdjęcie sprzed kilku dni, dziś jeszcze bardziej rozkwitnięty, więcej pąków się rozwinęło :)
Na niemal trzy tygodnie zostałam wyłączona z życia towarzyskiego i nie tylko... Najpierw Młodszy zachorował paskudnie (niemal tydzień trzymała go gorączka 39-40st.), potem Starszy dołączył z kaszlem, na koniec mnie totalnie (niemal tydzień z łóżka się nie zwlekałam) rozłożyło na łopatki zapalenie oskrzeli... Jeszcze do siebie nie doszłam, wciąż kaszlę, ale do pracy trzeba było już pójść - za duże się zaległości porobiły...
Mam nadzieję, że na tym się nasze choróbska skończą, podatek od zdrowia zapłacony, wiosna przyszła i więcej chorób nie zamierzamy tolerować :) Tego się będziemy trzymać :D
Na niemal trzy tygodnie zostałam wyłączona z życia towarzyskiego i nie tylko... Najpierw Młodszy zachorował paskudnie (niemal tydzień trzymała go gorączka 39-40st.), potem Starszy dołączył z kaszlem, na koniec mnie totalnie (niemal tydzień z łóżka się nie zwlekałam) rozłożyło na łopatki zapalenie oskrzeli... Jeszcze do siebie nie doszłam, wciąż kaszlę, ale do pracy trzeba było już pójść - za duże się zaległości porobiły...
Mam nadzieję, że na tym się nasze choróbska skończą, podatek od zdrowia zapłacony, wiosna przyszła i więcej chorób nie zamierzamy tolerować :) Tego się będziemy trzymać :D
niedziela, 9 marca 2014
Kaligrafia...
Umieć pięknie pisać było zawsze moim marzeniem.. Nauczyć się kaligrafii, różnych krojów pisma...
I pierwszy krok mam za sobą - w piątek byłam w Świetlica Cafe, gdzie mogłam pod czujnym okiem Basi zagłębić się w uncjałę.
Trzy godziny minęły jak chwilka.. Chcę więcej! No i muszę, po prostu MUSZĘ zakupić szersze pióro (mam z warsztatów 2,4mm) i tusz. Żebym mogła ćwiczyć....
I jeszcze chcę się nauczyć Italiki i Copperplate. Zwłaszcza tego ostatniego kroju, przepięknego, zawijasistego, idealnego do kartek...
I - zupełnie z innej beczki trochę - marzy mi się nauczyć kaligrafii japońskiej, pisania pędzlem... Wierzę, że pomalutku będę sobie te moje małe marzenia spełniać :)
Swoich wypocin nie pokażę, ale zaczęło mi coś wychodzić, jestem z siebie dumna i zadowolona :)
I pierwszy krok mam za sobą - w piątek byłam w Świetlica Cafe, gdzie mogłam pod czujnym okiem Basi zagłębić się w uncjałę.
![]() |
ze strony kaligrafia.wroclaw.pl |
Trzy godziny minęły jak chwilka.. Chcę więcej! No i muszę, po prostu MUSZĘ zakupić szersze pióro (mam z warsztatów 2,4mm) i tusz. Żebym mogła ćwiczyć....
I jeszcze chcę się nauczyć Italiki i Copperplate. Zwłaszcza tego ostatniego kroju, przepięknego, zawijasistego, idealnego do kartek...
I - zupełnie z innej beczki trochę - marzy mi się nauczyć kaligrafii japońskiej, pisania pędzlem... Wierzę, że pomalutku będę sobie te moje małe marzenia spełniać :)
Swoich wypocin nie pokażę, ale zaczęło mi coś wychodzić, jestem z siebie dumna i zadowolona :)
czwartek, 6 marca 2014
Ceramicznie w koralikach...
Z ceramiki, którą dostałam swego czasu od Kości, koleżanka Ola wybrała sobie duży okrągły w kolorystyce zielono-pomarańczowej.
Wisior powstał szybko, dłużej mi zeszło na sznur.. Najpierw za mało nawlekłam koralików na sznur.. Potem w ogóle mi się skończyły.. A do tego obiecałam, że będzie można regulować długość, na jakiej sobie wisior będzie wisiał...
W efekcie kombinacji różnych, dodania koralikami wyplecionych kulek i kul ceramicznych w idealnie pasującym odcieniu oraz kilku metalowych elementów powstało coś, co można nosić na wiele sposobów. Kilka opcji pokazałam na zdjęciach, ale jestem pewna, że właścicielka coś jeszcze wymyśli :)
I tak można nosić krótszy sznur prosty na dwa sposoby, potem dołączając kule można - wciąż krótszy - na dwa kolejne sposoby (gdy kule są spięte łącznikiem z karabińczykami oraz zwisają luźno), można też wpiąć kule między krótszy a dłuższy sznur i w ten sposób dostać długość nieco powyżej pępka.. Na jednym ze zdjęć wszystkie elementy kompletu, z którymi można coś zrobić.. Sam dłuższy fragment sznura nadaje się na bransoletkę podwójnie oplatającą nadgarstek... A sam wisior na krótszym kawałku sznura może robić za ozdobę np. do torebki... Kule samopas też mogą się stać brelokami czy ozdobami torebki....
Koraliki toho 11o w kolorze silverlined smoky topaz, 11o i 15o w kolorze higher metallic june bug, tył wisiora podbity skórą ekologiczną w kolorze ciemnej zieleni, pasującej do całości...
Wisior powstał szybko, dłużej mi zeszło na sznur.. Najpierw za mało nawlekłam koralików na sznur.. Potem w ogóle mi się skończyły.. A do tego obiecałam, że będzie można regulować długość, na jakiej sobie wisior będzie wisiał...
W efekcie kombinacji różnych, dodania koralikami wyplecionych kulek i kul ceramicznych w idealnie pasującym odcieniu oraz kilku metalowych elementów powstało coś, co można nosić na wiele sposobów. Kilka opcji pokazałam na zdjęciach, ale jestem pewna, że właścicielka coś jeszcze wymyśli :)
I tak można nosić krótszy sznur prosty na dwa sposoby, potem dołączając kule można - wciąż krótszy - na dwa kolejne sposoby (gdy kule są spięte łącznikiem z karabińczykami oraz zwisają luźno), można też wpiąć kule między krótszy a dłuższy sznur i w ten sposób dostać długość nieco powyżej pępka.. Na jednym ze zdjęć wszystkie elementy kompletu, z którymi można coś zrobić.. Sam dłuższy fragment sznura nadaje się na bransoletkę podwójnie oplatającą nadgarstek... A sam wisior na krótszym kawałku sznura może robić za ozdobę np. do torebki... Kule samopas też mogą się stać brelokami czy ozdobami torebki....
Koraliki toho 11o w kolorze silverlined smoky topaz, 11o i 15o w kolorze higher metallic june bug, tył wisiora podbity skórą ekologiczną w kolorze ciemnej zieleni, pasującej do całości...
wtorek, 4 marca 2014
Kulinarnie...
Półtora tygodnia temu upiekłam ciasteczka do niedzielnej kawy...
Na Tłusty Czwartek z kolei chruściki (czy jak kto woli faworki)...
Przepisów nie będzie, bo ciasteczka improwizowane (płatki owsiane, masło, jajko, mąka, trochę cukru, żurawina suszona - proporcje na oko, byle się to jakoś skleiło i dało na blachę pacnąć) - smaczne wyszły...
Z kolei faworki z przepisu z netu - niestety nie zachwycił mnie. Wyszły miękkie i lekko gliniaste, a ja lubię chrupiące... Dlatego nie chcę go zapamiętywać... Ani polecać... Mimo to zostały pochłonięte w tempie ekspresowym :)
Zdjęcia miały być wcześniej, ale się mi komputer obraził na komórkę lub komórka na komputer - nie wiem, ale się dogadać nie chciały... Dziś udało mi się je w końcu pogodzić i namówić do współpracy...
Subskrybuj:
Posty (Atom)