czwartek, 28 lipca 2011

I Nadmorskie Spotkanie Craftowe :)

A tu obiecane zdjęcie pracy ze spotkania craftowego - nauczyłam się obszywać kamień koralikami.. Nauczała Karolka, a oto efekt - w roli głównej piękny, skrzący się kamień z plaży :) Na pewno gdzieś go wykorzystam, bo nie ukrywam, że dumna z niego jestem...
Niestety pogoda nie pozwala znaleźć mu kolegów, więc zostanie samotnikiem...


A to spotkaniowa ekipa - a raczej jej część żeńska..
Od lewej: Weraph, Karolka (niestety nie zauważyłam, że schowała się), Poohatka, Nina (córka AnetyA), AnetaA, Natalia (druga córa Anety), ma skromna osoba i Martita.. :) Słońce niesamowicie nam świeciło, nie dało się wytrzymać z otwartymi oczętami :)





Jeszcze raz dziękuję Wam za przecudne spotkanie - za rok powtarzamy!! :)

Wakacje - odsłona szósta...

Zimno, mokro i do domu daleko... Już optymistycznie zaczęła pogoda na początku tygodnia wyglądać, a tu dziś w nocy się załamała.. Dawno nie padało, nie ma co...
No nic, wytrzymam jeszcze te kilka dni i wracam w swoje opuszczone kąty.. :)

środa, 20 lipca 2011

Wakacje - odsłona piąta...

Dużo się działo w ostatnim czasie.. Przemiłe towarzystwo craftowe na weekend zjechało - było głośno, wariacko, twórczo (koraliki - motyw przewodni - niemal fruwały w powietrzu :) ), wesoło... Jednym słowem booooooooooooskoooooooooooo....

Dziś wyjechali ostatni goście, ale wczoraj przyjechali następni, więc wciąż mam zapewnione towarzystwo...

Zdjęcia prac, które powstały w trakcie Nadmorskiego Zlotu :) będę zamieszczała na stopniowo - póki co aparat padł, a i net wooooooooolno pracuje...

Wakacje mijają za szybko, ale za to przesympatycznie...


PS. Poohatkom płci obojga podziękowania za tak długie dotrzymywanie towarzystwa (i tak za krótko - czuję niedosyt), wytrzymanie mojego charakterku i zmiennych nastrojów moich latorośli.. Medal się należy! :)

poniedziałek, 11 lipca 2011

Wakacje - odsłona czwarta...

"Morze, nasze morze.." :) Na życzenie Frasi więcej morza z pustą plażą :)


Tak z kolei wygląda "nasze" zejście na plażę:


No i jeszcze na życzenie dzieci ślimaczek z prawego i lewego profilu :)


Skakała jeszcze cała masa takich maleńkich, dwucentymetrowych żabek, ale nie dawały się sfotografować, uciekały z kadru w tempie zaskakująco szybkim :)

Wakacje - odsłona trzecia...

Wczoraj zostałam obdarowana świeżo wyrwaną marchewką, rzodkiewką, groszkiem, sałatą, a do tego prosto z krzaczka trafiły do mnie czarne porzeczki, jeżyny, maliny :) Mniam... Tyle świeżego młodego groszku, który uwielbiam, a którego chyba od lat nie jadłam, zjadłam wczoraj i dziś, że brzuch mnie boli... Mniam... :)



Marchewki było tyle, że już nie byłam jej w stanie zjeść na surowo (a jak wiadomo, taka marchewka niestety szybko więdnie, a poza tym zawsze lepiej iść i wyrwać sobie porcyjkę świeżej :) ) i dziś na obiad była marchewkowa zupa-krem... Mniam... Dzieci jadły, aż im się uszy trzęsły, nawet psinie się dostało i ze smakiem miskę wylizała :)

sobota, 9 lipca 2011

Wakacje - odsłona druga...

Wspominałam, że nie lubię plaży, wszędobylskiego piasku i słońca lejącego się żarem z nieba?
Ale chwilami "nasza" plaża jest do wytrzymania - najlepiej koło 9.30 rano (sobota, więc teoretycznie środek weekendowego wariactwa nadmorskiego):

W prawo...
W lewo...

A tak sypia nasz pies... Słowo honoru, że się nie tarza, a śpi - mam takich zdjęć więcej, zrobionych w domu :) Ale jak widać i na trawie można przyjąć swoją ulubioną pozycję :)




Cały dzień świeciło słońce, po południu zrobiło się ciut pochmurniej, ale jak dla mnie idealnie.. A wieczorem pokropiło, co dało taki efekt:



Dobrej nocki :)

piątek, 8 lipca 2011

Wakacje - odsłona pierwsza...

Jako że siedzę tu niemal tydzień, a posiedzę jeszcze ze trzy, to troszkę pozanudzam zdjęciami.. Kiepskimi, bo i fotograf ze mnie żaden, a do tego sprzęt marniutki, miniaturowy z rodzaju torebkowych idiotkamerków :) Ale co tam...

Tak wyglądało morze w dniu naszego przyjazdu (później byłam tam jeszcze raz, a jako że plaży nie lubię, to nieczęsto się będę pojawiała na piasku - chyba, że dzieci będą jęczeć :) )





Zagadka dnia wczorajszego - gdzie jest żółw (a jakże, przyjechał z nami.. I pies.. I dzieci.. I ja :)).

Za wybieg robi mu piaskownica, która przez rok straszliwie zarosła, a do której jakoś dzieci nie tęsknią, mając w domu duuuużo większą, a na wakacjach jeszcze większą jakieś 500m stąd :)
I odpowiedź do zagadki (przeżyłam chwilę grozy i stresu, że jednak postanowił zwiać z tego prowizorycznego więzienia, zanim wypatrzyłam go wśród traw, zakopanego w piasku niemal po czubek ogona):



A tak wygląda tu teraz - zdjęcie sprzed 5 minut.. Szkoda, że nie umiem uchwycić tej tajemniczości mglistej, tej palety szarości w tle :) Musicie uwierzyć na słowo - jest nieziemsko :)


czwartek, 7 lipca 2011

No to ruszam :)

Znaczy się ujawniam.... Od dziś można tu zaglądać, oglądać, czytać, komentować... Ciekawa jestem, kto będzie pierwszy :)

Ostrzegam, że wciąż się uczę, poznaję to narzędzie, pewnie będę eksperymentowała - proszę się nie oswajać z obecnym wyglądem - jest wciąż under construction :)


Ja rzekomo się wczasuję - rzekomo, bo trudno nazwać odpoczynkiem wakacje z dwójką dzieci, a bez męża (ten z kolei z dala od rodziny czas spędza w Armenii, przelotem zahaczając o Austrię).. :)
Znaczy siedzę nad morzem od dni kilku, przez następne jakieś 3 tygodnie...
Za kilka dni pierwsi goście.. Póki co do ludzi mi się chce, zaczynam gadać sama ze sobą.. Zwłaszcza ostro komentuję swoją głupotę w kwestii niedostatecznego zabezpieczenia skóry (filtr 30 okazał się za słaby na 4-godzinne wystawienie się na słońce) podczas koszenia trawy na działeczce... Teraz umieram.. Trzeci dzień... Ale wydaje mi się się, że te grube warstwy panthenolu chyba działają, bo jest nadzieja, że uda mi się noc przespać choć częściowo :)