Piątek w większości minął nam leniwie.. Odwiedziła nas Ola z córką Izą i to był nasz planszówkowy czas...
Wieczór z kolei należał do Poohatki - zrobiła nam (mnie, mojej siostrze i Dance) ona kursik robienia srebrnej biżuterii...
Od podstaw zrobiłyśmy sobie pod jej okiem zawieszki z kaboszonami... Cegły, palniki, pilniki, trochę srebra, ogromny zapał i duuuuużo cierpliwości to były nasze podstawowe narzędzia pracy :)
Kilka godzin minęło w mgnieniu oka - kończyłyśmy po północy... Każda poszła spać tuląc nowy drobiazg (czeka je jeszcze polerowanie po oksydowaniu)..
Mój ten w środku, Danki żółty z prawej, siostry czarny z lewej :)
poniedziałek, 8 czerwca 2015
niedziela, 7 czerwca 2015
Długi weekend - odsłona 1...
Długi weekend niemal się kończy... Spędziłam go twórczo, energetycznie, leniwie, inspirująco, ciekawie... Jeszcze wiele określeń mogłabym wypisać, pozornie się wykluczających :)
Spędziłam go w bardzo doborowym towarzystwie :) Mianowicie odwiedziła mnie Poohatka z mężem.
Był czas na leniwe wylegiwanie się, był czas na planszówki, był czas na naukę rzeczy nowych (i ja się uczyłam i ja uczyłam :) )..
Będę efekty craftowe pokazywała po troszku, bo działo się wiele..
W czwartek z Kasią postanowiłyśmy zrobić kolczyki tzw. indiańce :) Kilka osób robiąc narobiło nam na nie ochoty...
I tak "mam i ja!" :)
I od razu znalazły się osoby chcące mi z uszu ściągnąć niemal - obiecałam, że dostaną w niedalekiej przyszłości :)
Spędziłam go w bardzo doborowym towarzystwie :) Mianowicie odwiedziła mnie Poohatka z mężem.
Był czas na leniwe wylegiwanie się, był czas na planszówki, był czas na naukę rzeczy nowych (i ja się uczyłam i ja uczyłam :) )..
Będę efekty craftowe pokazywała po troszku, bo działo się wiele..
W czwartek z Kasią postanowiłyśmy zrobić kolczyki tzw. indiańce :) Kilka osób robiąc narobiło nam na nie ochoty...
I tak "mam i ja!" :)
I od razu znalazły się osoby chcące mi z uszu ściągnąć niemal - obiecałam, że dostaną w niedalekiej przyszłości :)
poniedziałek, 1 czerwca 2015
Ogródkowo...
Kto mnie zna wie, że ogrodniczka ze mnie kiepska... Ogródek to przede wszystkim trawa.. Dzięki uprzejmości dobrych ludzi (pozdrawiam!) mam już projekt ogródka... Taki, żeby rosło samo i nie trzeba było koło tego dużo chodzić i wciąż coś robić (ot raz do roku coś przyciąć)...
Ratuje mnie świetna gleba, a pod nią solidna warstwa gliny - i trawa i roślinki rosną jak głupie bez mojej uwagi i dopieszczania! :)
Od mamy skapnął mi się krzak różanecznika - marniał na rodziców piaszczystej glebie... U mnie się ładnie przyjął i choć rachityczny jeszcze, to na każdej z pięciu gałązek na krzyż kwiata zawiązał :) Mam nadzieję, że nie obrazi się na przeniesienie w inne, zaplanowane przez Tomka, lepsze miejsce i w przyszłym roku dalej będzie kwitł...
Plany zagospodarowania ogrodu pomalutku się realizują - Tomek nie dość, że zrobił projekt, to jeszcze obdarował nas dwoma krzaczkami tawuły tawuły van houtte'a... Ten krzew zawsze mi się podobał, gdy na wiosnę kwitnie jako jeden z pierwszych, obsypując się kaskadami białego kwiecia...
Teraz mam i ja! :) I kwitnie! :) Tu pozdrowienia dla Siwego, który się podjął roli tego od czarnej roboty i kopania w ogródku (i jeszcze twierdzi, że z przyjemnością :) )...
Będą w ogrodzie jeszcze inne odmiany tawuły (japońska i wczesna).
Kto wie, może będą ze mnie ludzie i wciągnę się w temat, jak już te roślinki będą na moim ogrodzie mieszkały... O ile uda im się przetrwać moją sklerozę i brak wiedzy (konwalie nie przetrwały - w pierwszym roku kwitły, w drugim zginęły im liście, kłącza wyłaziły z ziemi, w trzecim już ich nie ma - wyprowadziły się, a przecież miało im tam być tak dobrze, a moje oczy radośnie miały się nimi cieszyć... )
Ratuje mnie świetna gleba, a pod nią solidna warstwa gliny - i trawa i roślinki rosną jak głupie bez mojej uwagi i dopieszczania! :)
Od mamy skapnął mi się krzak różanecznika - marniał na rodziców piaszczystej glebie... U mnie się ładnie przyjął i choć rachityczny jeszcze, to na każdej z pięciu gałązek na krzyż kwiata zawiązał :) Mam nadzieję, że nie obrazi się na przeniesienie w inne, zaplanowane przez Tomka, lepsze miejsce i w przyszłym roku dalej będzie kwitł...
Plany zagospodarowania ogrodu pomalutku się realizują - Tomek nie dość, że zrobił projekt, to jeszcze obdarował nas dwoma krzaczkami tawuły tawuły van houtte'a... Ten krzew zawsze mi się podobał, gdy na wiosnę kwitnie jako jeden z pierwszych, obsypując się kaskadami białego kwiecia...
Teraz mam i ja! :) I kwitnie! :) Tu pozdrowienia dla Siwego, który się podjął roli tego od czarnej roboty i kopania w ogródku (i jeszcze twierdzi, że z przyjemnością :) )...
Będą w ogrodzie jeszcze inne odmiany tawuły (japońska i wczesna).
Kto wie, może będą ze mnie ludzie i wciągnę się w temat, jak już te roślinki będą na moim ogrodzie mieszkały... O ile uda im się przetrwać moją sklerozę i brak wiedzy (konwalie nie przetrwały - w pierwszym roku kwitły, w drugim zginęły im liście, kłącza wyłaziły z ziemi, w trzecim już ich nie ma - wyprowadziły się, a przecież miało im tam być tak dobrze, a moje oczy radośnie miały się nimi cieszyć... )
niedziela, 31 maja 2015
Dzień Dziecka...
Dzień Dziecka w tym roku wyjątkowo długi jest - zaczął się w sobotę, a skończy w poniedziałek :)
My z dziećmi*) wybraliśmy się dziś na wycieczkę do Bramy Poznania - ICHOT'u (czyli Interaktywnego Centrum Historii Ostrowa Tumskiego) - szalenie interesującego miejsca! Dostaliśmy słuchawki i z interaktywnym przewodnikiem zaczęliśmy zwiedzać trasą dla dzieci...
Muszę kiedyś się jeszcze wybrać na zwiedzanie indywidualne (w dziecięcej jest więcej zabawy, mniej historycznych szczegółów) - choć szklane kładki-przejścia to zdecydowanie przegięcie (zostałam przez nie przeprowadzana biegiem, z zamkniętymi oczami - nie wiem, czy sama bym się zdobyła, czy nie odpuściłabym przy pierwszej takiej przeszkodzie...)...
Na koniec dotarliśmy jeszcze na taras widokowy...
Po zwiedzaniu zasłużony posiłek.. Planowaliśmy w słynnej śródeckiej "La Ruinie", ale tam były tłumy. Więc cofnęliśmy się kilka kroków do "Na Winklu" - bardzo smaczny posiłek zjedliśmy - polecam!
Spacerek do auta przez okoliczne uliczki nas nie zmęczył, a kilka szczegółów przyciągnęło wzrok...
Na dzisiejsze bilety w ciągu 10 dni możemy wybrać się jeszcze na zwiedzanie Ostrowa Tumskiego i myślę, że skorzystamy w długi weekend... Dziś odpuściliśmy, bo był tam festyn i dzikie tłumy...
Dzień zaliczamy do bardzo udanych :)
A wszystkim dzieciom, tym małym i dużym, jawnym i głęboko ukrytym życzymy spełnienia marzeń!
Ode mnie cake pops :)
* młodszy znów chory - mam nadzieję, że nie będę żałowała, że dziś się z tego domu wyrwaliśmy, bo niestety wycieczka kaszel nasiliła...
My z dziećmi*) wybraliśmy się dziś na wycieczkę do Bramy Poznania - ICHOT'u (czyli Interaktywnego Centrum Historii Ostrowa Tumskiego) - szalenie interesującego miejsca! Dostaliśmy słuchawki i z interaktywnym przewodnikiem zaczęliśmy zwiedzać trasą dla dzieci...
Muszę kiedyś się jeszcze wybrać na zwiedzanie indywidualne (w dziecięcej jest więcej zabawy, mniej historycznych szczegółów) - choć szklane kładki-przejścia to zdecydowanie przegięcie (zostałam przez nie przeprowadzana biegiem, z zamkniętymi oczami - nie wiem, czy sama bym się zdobyła, czy nie odpuściłabym przy pierwszej takiej przeszkodzie...)...
Na koniec dotarliśmy jeszcze na taras widokowy...
Po zwiedzaniu zasłużony posiłek.. Planowaliśmy w słynnej śródeckiej "La Ruinie", ale tam były tłumy. Więc cofnęliśmy się kilka kroków do "Na Winklu" - bardzo smaczny posiłek zjedliśmy - polecam!
Spacerek do auta przez okoliczne uliczki nas nie zmęczył, a kilka szczegółów przyciągnęło wzrok...
Na dzisiejsze bilety w ciągu 10 dni możemy wybrać się jeszcze na zwiedzanie Ostrowa Tumskiego i myślę, że skorzystamy w długi weekend... Dziś odpuściliśmy, bo był tam festyn i dzikie tłumy...
Dzień zaliczamy do bardzo udanych :)
A wszystkim dzieciom, tym małym i dużym, jawnym i głęboko ukrytym życzymy spełnienia marzeń!
Ode mnie cake pops :)
* młodszy znów chory - mam nadzieję, że nie będę żałowała, że dziś się z tego domu wyrwaliśmy, bo niestety wycieczka kaszel nasiliła...
niedziela, 24 maja 2015
Prezencik...
Drobny prezencik dla bliskiej osoby...
Słyszeliście o cruffinach? Na blogu Mirabelki, który lubię podglądać, wyczytałam o takiej kombinacji prosto z Ameryki... Ciekawość wygrała, a że miałam akurat w lodówce ciasto na croissanty, to wypróbowałam... I przyznam, że fajne "małe conieco" - lekkie, puszyste, smaczne... Już widzę to z nadzieniem na słono :D Niestety jedno ciasto wystarcza raptem na 6 sztuk...
Słyszeliście o cruffinach? Na blogu Mirabelki, który lubię podglądać, wyczytałam o takiej kombinacji prosto z Ameryki... Ciekawość wygrała, a że miałam akurat w lodówce ciasto na croissanty, to wypróbowałam... I przyznam, że fajne "małe conieco" - lekkie, puszyste, smaczne... Już widzę to z nadzieniem na słono :D Niestety jedno ciasto wystarcza raptem na 6 sztuk...
sobota, 23 maja 2015
Sushi party...
Chodziło za mną od jakiegoś czasu... Chyba od roku, a może i dłużej...
W końcu skrzyknęłam ekipę, z którą tak cudnie mi się gotowało podczas dyniowej imprezy, żeby wspólnie zrobić, a potem zjeść sushi :D
Powiem Wam, że było cudnie i smacznie! Uwielbiam takie wspólne gotowanie! A jak potem fantastycznie smakuje takie jedzenie!!!
Obecnym jeszcze raz dziękuję! :)
PS. Zdjęcia na szybko, bo wszyscy już porządnie zgłodnieli :)
W końcu skrzyknęłam ekipę, z którą tak cudnie mi się gotowało podczas dyniowej imprezy, żeby wspólnie zrobić, a potem zjeść sushi :D
Powiem Wam, że było cudnie i smacznie! Uwielbiam takie wspólne gotowanie! A jak potem fantastycznie smakuje takie jedzenie!!!
Obecnym jeszcze raz dziękuję! :)
PS. Zdjęcia na szybko, bo wszyscy już porządnie zgłodnieli :)
czwartek, 7 maja 2015
Etui - test włóczki...
Etui na telefon dla koleżanki (a raczej jej mamy) - proste, nic powalającego...
Ale w sumie nie o nim chciałam, tylko o włóczce..
Alize Cotton Gold - mieszanka 55% bawełny i 45% akrylu, 100 g = 330 m, druty 3,5-5, szydełko 2-4 (robiłam 3)... Cudownie miękka, bardzo dobrze się z niej robiło, a gotowy produkt jest niesamowicie przyjemny w dotyku... Kupiłam ją, bo etui miało być w beżach/brązach... Włóczka nr 3300 jest właśnie taka... Odcinki kolorystyczne są dość długie, dlatego w etui pojawiły się raptem odcienie beżu, kawy latte z dużą ilością mleka, toffi i odrobiny czekolady.. Dalej czekolada przeszłaby z mlecznej w gorzką i podejrzewam (na ile jestem w stanie zajrzeć między zwoje, że wracając stopniowo dotarłaby znowu do jasnego beżu :) Na poniższym zdjęciu trochę ciemniejsza jest, niż w rzeczywistości.
Najśmieszniejsze jest to, że będąc kiedyś z siostrą we włóczkowym raju, zakupiłam sobie taką samą włóczkę, choć w innej kolorystyce (4146) - niebieskości i zielenie.... Zapomniałam o niej aż do wczoraj :D
Mam dwa motki i teraz intensywnie myślę, co z nich zrobić... Chodzi za mną spódnica, ale chyba wyszłaby zbyt pstrokata... I mam wrażenie, że wyszłaby za ciepła... Hmmm....
Ale w sumie nie o nim chciałam, tylko o włóczce..
Alize Cotton Gold - mieszanka 55% bawełny i 45% akrylu, 100 g = 330 m, druty 3,5-5, szydełko 2-4 (robiłam 3)... Cudownie miękka, bardzo dobrze się z niej robiło, a gotowy produkt jest niesamowicie przyjemny w dotyku... Kupiłam ją, bo etui miało być w beżach/brązach... Włóczka nr 3300 jest właśnie taka... Odcinki kolorystyczne są dość długie, dlatego w etui pojawiły się raptem odcienie beżu, kawy latte z dużą ilością mleka, toffi i odrobiny czekolady.. Dalej czekolada przeszłaby z mlecznej w gorzką i podejrzewam (na ile jestem w stanie zajrzeć między zwoje, że wracając stopniowo dotarłaby znowu do jasnego beżu :) Na poniższym zdjęciu trochę ciemniejsza jest, niż w rzeczywistości.
zdjęcie: biferno.pl |
Najśmieszniejsze jest to, że będąc kiedyś z siostrą we włóczkowym raju, zakupiłam sobie taką samą włóczkę, choć w innej kolorystyce (4146) - niebieskości i zielenie.... Zapomniałam o niej aż do wczoraj :D
![]() |
zdjęcie: kamart.net |
Mam dwa motki i teraz intensywnie myślę, co z nich zrobić... Chodzi za mną spódnica, ale chyba wyszłaby zbyt pstrokata... I mam wrażenie, że wyszłaby za ciepła... Hmmm....
Subskrybuj:
Posty (Atom)