niedziela, 23 listopada 2014

Kartka...

Znooooowuuuuu?
Ano znowu, bo w papierach ostatnio utknęłam i jakoś z nich wyjść nie mogę... Nie jest mi bardzo źle, ale tęsknię za koralikami.. A na nie - póki co - czasu nie mam... O dorzuceniu kilku rządków do gail (głupio byłoby kolejny rok ją robić) nie wspomnę (na to potrzebuję więcej skupienia)...

W każdym razie dziś koperta na prezent urodzinowy dla mojej mamy... Prezentem jest *) ...............



Ostatnie kilka dni dopieszczałam jeszcze inny papierowy pomysł, ale pokażę go dopiero, jak dotrze do nowej właścicielki... Mam nadzieję, że się spodoba...


*) mam nadzieję, że mama tego nie czyta :)  Bo prezentem jest bilet na teatralne przedstawienie - mama bardzo chciała na nie pójść, ale uznała, że bilety za drogie... I bardzo dobrze, bo dzięki temu z siostrą od razu zamówiłyśmy, zapakowałyśmy i w sobotę mamusia dostanie :D

niedziela, 9 listopada 2014

Jubileuszowo...

Wczoraj była w mojej rodzinie bardzo ważna impreza. Obchodziliśmy 80te urodziny mojej babci. Imprezka była składkowa (ja piekłam w piątek w nocy trzy ciasta), zorganizowana przez wszystkie dzieci i wnuki, babcia o niej do końca nie wiedziała (urodziny tak naprawdę ma w Wigilię). Było gromkie "Sto lat", łzy wzruszenia, że rodzina w jednym miejscu (co dawno nie miało miejsca) się zebrała...
Potem wiele rozmów, wspomnień, dopasowywanie dzieci do rodziców ("a ta blondynka tam w sukience w groszki to czyja? Dominiki? Taka już duża?? A dopiero taka malutka (tu ruch dłoni na wysokości kolan" była!" - takich rozmów toczyło się wczoraj mnóstwo). Uzupełniłam dane do mojego drzewa genealogicznego (ostatni raz miałam okazję tak w jednym miejscu tyle osób "spisać" 10 lat temu, na 70tce babci :) ) - teraz będę je wklepywać :)

Z moją mamą i jedną z sióstr wspólnie przygotowywaliśmy prezent, ja zrobiłam kartkę:



A mi zakwitła hoja! Wiele kwiatków próbowała zawiązać, tylko dwa dotrwały do końca...


Cieszy mnie to ogromnie, bo kiepska ze mnie ogrodniczka... Tylko dlaczego żółkną jej liście? Czy aż tyle energii poszło w te dwa kwiatki, że musiała się pozbyć tak wielu liści? Czy po prostu tak musi być (wypuściła kilka innych pędów z młodymi listkami)?

piątek, 7 listopada 2014

Papierowo...

Moja mama poprosiła mnie o zrobienie kilku zaproszeń. Miały być proste :)


Z kolei sąsiadka dla odmiany poprosiła o pudełko, które miało być opakowaniem na prezent. Też miało być prosto...


A na koniec nasze ostatnio ulubione dania: kurczak w sosie dyniowym oraz pieczona dynia makaronowa (mało toto fotogeniczne, ale pyszne bardzo! ).


Zakupiłam zapas trzech rodzajów dyni: hokkaido, makaronowej oraz delicaty, zamierzam jeszcze dokupić dwóch pierwszych. Same małe egzemplarze, akuratne na jeden obiadek :) W planach mam też kilka słoiczków puree z dyni, żeby było pod ręką do wypieków różnych...

Zaczynam długi weekend! Nie będzie całkiem leniwy, bo jutro duża impreza mojej babci (80te urodziny!). Dzisiejszy wieczór z tej okazji spędzam głównie w kuchni, bo zaoferowałam upieczenie trzech ciast. Ale już od niedzieli będzie się można troszkę wyluzować i poleniuchować... Mam nadzieję, że pogoda jednak dopisze wbrew prognozom i będziemy mogli sobie połazić z psem na spacery - jakoś ostatnio mało ruchu mam i czuję potrzebę przewietrzenia się :D Tylko niech migrena odpuści i poleziemy z psiną w pole :D


PS. Specjalne pozdrowienia dla Małgosi i jej mamy, które ostatnio są moimi wiernymi podglądaczkami, jak się dowiedziałam :D Spróbujcie pieczonej dyni - naprawdę polecam!

niedziela, 2 listopada 2014

Spotkanie dyniowe

W piątek zjechało się do mnie kilka osób na "Spotkanie z dynią w roli głównej" :)



Kolega dostarczył ogromną Hokkaido wprost ze swojego pola. Była ona podstawą pysznej, bardzo rozgrzewającej (za sprawą zbyt dużej ilości imbiru :) ) zupy. Część została też zapieczona w piekarniku. I jeszcze ponad pół zostało!
W piekarniku wylądowała też makaronowa, bo z nią naprawdę niewiele trzeba zrobić, żeby wyszła pyszna! 
Melonowa trafiła do kompotu (który jakoś nie załapał się na zdjęcia, ale był) i stała się też bazą do lodów melonowo-dyniowych.
Delicata o pysznym orzechowym posmaku, dynia, którą można jeść na surowo, starta na tarce o grubych oczkach zasiliła sałatkę (w składzie oprócz niej jeszcze była sałata roszponka, pestki dyni i słonecznika, suszona żurawina, pomidorki koktajlowe i suszone, całość skropiona olejem, w którym zalegały wcześniej suszone pomidory).
Dynia z pestkami bezłupinowymi (najprawdopodobniej odmiana Olga) nie podbiła nas swoim smakiem, ale nadała się do kompotu, a pestki rzeczywiście można od razu zajadać....
Z dyni, które jeszcze zapozowały do zdjęcia, nie zdołaliśmy spróbować piżmowej (czyli butternut) i białej. Białą siostra zabrała ze sobą do domu - muszę sobie też kupić :)
Na zdjęciu z kolei zabrakło odmiany muscat, której resztki trafiły do racuszków. 



Kupię na pewno jeszcze więcej makaronowej i delicaty oraz kilka małych hokkaido... To są w zasadzie moje tegoroczne faworyty :)

Tym wpisem dołączam do końcówki Festiwalu Dyni ogłoszonego przez Beę.