Pomału wykańczam pozaczynane projekty...
Jako pierwsze moje cudne nowe etui na nowy telefon (widać go na jednym ze zdjęć - najnowocześniejszy model, najmodniejszy w tym sezonie, ekologiczny, recyklingowy :D )...
Zrobione tzw. ukośnikiem, z koralików toho 11o w kolorze metallic cosmos, czarny kordonek wewnątrz... Wymarzone kilka lat temu, doczekało się realizacji :)
Nowy telefon będzie kupiony dopiero w kwietniu, ale etui już na niego pasuje :D
Na zdjęciach z prawej widać, jak się cudnie koraliki w słońcu błyszczą... Zdjęcia z lewej zrobione rano, jeszcze bez słońca...
Odebrałam w końcu od koleżanki
Kości obręcze dziewiarskie, zakupione przez nią chyba w styczniu... No i postanowiłam przetestować jedną.. I oto dziecię me ma czapkę przypadkową :D
Śmieszny gadżet... Jak już człowiek nabierze wprawy, to nawet szybko idzie... Dobre dla dziecka mającego smykałkę i ciągotkę do robótek... Lub dla kogoś, kto drutów nie zamierza opanowywać lub mu nie idzie, a czapkę/szalik/komin/getry mieć by chciał...
Choróbska nam się do domu przyplątały - tzw. grypa jelitowo-żołądkowa... Starszego przetrzepało w nocy z czwartku na piątek, Młodszego dorwało w sobotnie popołudnie, a w nocy do kompletu dołączył Mąż... I o ile dzieci jakoś szybko się wylizały, o tyle mężul dogorywa... Ciekawe, czy mnie ominie, czy jednak też sponiewiera... Doczytałam gdzieś, że to niejakie rotawirusy odpowiadają za tę szybką i ostrą w przebiegu torturę człowieka... Jeśli ma mnie dopaść, to wolałabym dowiedzieć się o tym dziś, coby jednak nie jutro w pracy na ten przykład...